praworządność

Dla wielu z nas walka o praworządność w Polsce zaczęła się od protestów pod siedzibą Trybunału Konstytucyjnego, jeszcze w 2015 roku. Kiedy w lipcu 2017 roku zapłonęły pierwsze świece pod sądami i na demonstracjach o wolny wymiar sprawiedliwości, wolne sądy, demokratyczną, europejską Polskę ‒ jak zawsze byłyśmy, organizowałyśmy, walczyłyśmy. Gorzki finał tego sprzeciwu wobec deptania Konstytucji i dyktatury miałyśmy w 2020 roku.

W gorące lato 2017 roku to Strajk Kobiet rozstawił pod Sejmem pierwszy namiot, w którym cały czas przebywało (wymieniając się) około 20-30 kobiet z całej Polski (a nawet Berlina). Później przyszła kolej na Senat, gdzie poszłyśmy, kiedy wszyscy inni się poddali. Nasze „skando-komando” przez kilkanaście godzin nie ustawało w okrzykach: „senatorze, jeszcze możesz!”. Dołączyły do nas tysiące ludzi. Jak powiedziała nam jedna z osób będących wtedy w środku, nikt, kto uczestniczył w tamtych obradach, nie zapomni tej nocy do końca życia.

Presja ma sens: Andrzej Duda zawetował dwie z trzech kontrowersyjnych ustaw sądowych PiS-u.

Buntowałyśmy się i będziemy buntować przeciwko próbom przejęcia nad sądami totalnej, partyjnej kontroli przez zjednoczoną prawicę owładniętą obłąkańczą wizją zrobienia z wymiaru sprawiedliwości prywatnego folwarku na usługach Ziobry. Przeciwko łamaniu prawa w każdym obszarze życia publicznego ‒ i prywatnego każdej, każdego z nas. Przeciwko oddawaniu Polski w ręce fundamentalistów opłacanych przez Kreml. Przeciw ignorowaniu orzeczeń Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.